Walka z oszustwami w szachach powinna być dla wszystkich priorytetem
Polska Agencja Prasowa: Głośno w ostatnich miesiącach o oszustwach w szachach. Czy pana, doświadczonego arcymistrza, ktoś kiedyś oszukał w trakcie gry?
Mateusz Bartel: Jeśli chodzi o partie tradycyjne, przy szachownicy, to nie grałem z osobą, która posługiwałaby się jakąś niedozwoloną pomocą programów szachowych. Co nie zmienia faktu, że kilka razy miałem przeczucie, że mogło tak być. Nie liczę tutaj partii online, bo w tej rywalizacji na najpopularniejszych serwerach co chwila ktoś jest wyrzucany za oszukiwanie. Konto można utworzyć od ręki, może być ono anonimowe i dość regularnie następuje duży odsiew nieuczciwych użytkowników, wykrywanych przez administratora platformy przy pomocy automatycznych algorytmów.
PAP: Mijający rok to chyba kulminacja zjawiska. Oszukiwanie i podejrzenia o nie stały się tematem mediów całego świata po głośnym przypadku amerykańskiego arcymistrza Hansa Niemanna. Z czego wynika ta sytuacja?
M.B.: Nie wiem, czy mamy do czynienia z kumulacją, natomiast jest to szerszy problem. Generalnie w każdej dyscyplinie mamy do czynienia z jakimiś formami nielegalnego wspomagania, ale w zdecydowanej większości sportów ten doping pomaga tylko w nieznacznym stopniu – pięciu, dziesięciu procentach, może nawet mniej. Grozi też problemami. Jak się ktoś, mówiąc kolokwialnie, "szprycuje", to ryzykuje swoim zdrowiem.
- W szachach jest zupełnie inaczej. Nie trzeba mieć żadnej wiedzy, żeby skorzystać z programu w telefonie. Można wręcz nie umieć grać, jeżeli ma się opracowany modus operandi dostarczający podpowiedzi, jakie ruchy wykonywać. Nie trzeba być dobrym sportowcem, żeby oszukiwać w szachach, a w dodatku nie ma to żadnych skutków ubocznych dla organizmu. Dlatego jest to tak duża pokusa dla wielu osób. Oczywiście im zawodnik jest słabszy, a im lepsze robi wyniki, to ten rozdźwięk jest bardziej widoczny. Jeżeli ktoś przychodzi "z ulicy" i gra na poziomie silnego arcymistrza, to jest to podejrzane.
PAP: Komputery, technologia, stały się sprzymierzeńcem oszustów?
M.B.: Żyjemy w systemie prawnym, który wymaga udowodnienia, że ktoś oszukiwał, a często jest to niemożliwe, bo technologia, która pozwala wskazywać, jaki ruch należy zagrać, w dzisiejszych czasach może być naprawdę zminiaturyzowana. Kontrolowanie i wykrywanie oszustw, zwłaszcza w turniejach dużych, masowych, jest bardzo trudne. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że technologie wykorzystywane 10 czy 15 lat temu np. przez służby wywiadowcze, dzisiaj są dostępne w specjalistycznych sklepach, łącznie z jakimiś mikroczipami do ucha czy soczewkami do oka, które wyświetlają, co chcemy zobaczyć. Jeżeli na turnieju nie ma lekarza czy sprzętu, który by takie rzeczy weryfikował, to nie będą one wykryte. Tradycyjne wykrywacze metalu tego nie znajdą.
PAP: Impuls nielegalny praktykom dała chyba też pandemia koronawirusa?
M.B.: Pandemia spowodowała, że duża część rywalizacji szachowej przeniosła się do internetu. Sporo osób próbowało oszukiwać, wielu stwierdziło, że to się udaje, więc chciało to kontynuować w normalnych szachach. Komputery są lepsze od szachistów od momentu, kiedy Garri Kasparow przegrywał z Deep Blue, czyli od grubo ponad 20 lat. Dostępne dla każdego użytkownika programy, które mogą pokonać arcymistrza, pojawiły się w 2006 roku. Od tego czasu oszukiwanie jest już tylko kwestią coraz bardziej doskonałego sprzętu. Pamiętam, że Bartosz Soćko przegrał w którymś w turniejów z arcymistrzem Gaiozem Nigalidze. Apelowaliśmy wówczas do sędziów, żeby przyjrzeli się temu zawodnikowi, bo zachowuje się bardzo podejrzanie. Wtedy oczywiście nie zrobili niczego. Potem na jakimś turnieju został złapany i zdyskwalifikowany. A był to dwukrotny mistrz Gruzji.
PAP: Czyją stronę bierze pan w sprawie mistrza świata Magnusa Carlsena, który oskarżył o oszustwo swojego rywala, arcymistrza Hansa Niemanna, na co Amerykanin zareagował oddaniem sprawy do sądu i żądaniem wielkiego odszkodowania?
M.B.: Z tego, co mi wiadomo, Carlsen rozegrał to tak, że nigdy wprost niczego Amerykaninowi nie zarzucił. Wydaje się, że Niemann nie ma żadnych szans w sądzie. Ale to jest grunt prawniczy, na którym się specjalnie nie znam. Jeśli chodzi o całą sytuację, problem rozważany jest, raczej teoretycznie, już od wielu lat: co by było, gdyby ktoś, kto nieźle gra, zaczął oszukiwać w miarę sprytnie. Czyli nie wykonuje wszystkich ruchów za komputerem, bo jest silnym zawodnikiem i potrafi grać, ale od czasu do czasu posiłkuje się programem. Kilka lat temu mówił o tym w wywiadzie Carlsen, że jeżeli raz na jakiś czas sprawdzałby sobie jakieś ruchy z komputerem, to byłby nie do pokonania.
- Ciężko powiedzieć, jak jest w przypadku Niemanna. Z tego, co słyszałem z kuluarowych plotek, w styczniu zawodnicy z innych krajów informowali Carlsena, że Amerykanin może oszukiwać. Nie wiem, na ile było to przez nich rozważane i sprawdzane. Bo jeśli chodzi o głośny początek tego skandalu, czyli sytuację, gdy Carlsen przegrał z Niemannem podczas turnieju w St. Louis i potem wycofał się z imprezy, to akurat tamta partia nie była specjalnie podejrzana. Myślę, że to szereg innych wydarzeń skumulował się wokół Amerykanina. Logika wskazuje, że coś jest nie tak, bo on pobił rekord bardzo szybkiego progresu. Wydaje się to podejrzane, ale z drugiej strony rodzą się geniusze. Głupio rzucać oskarżenia, zwłaszcza że on kontynuuje karierę. Ostatnio grał w turnieju w Hiszpanii, gdzie także ja uczestniczyłem, i na pewno jego występ nie był na poziomie pokonywania Carlsena czy czołówki światowej.
PAP: Jakie jest zatem rozwiązanie? Jak i czy w ogóle można przeciwdziałać oszustwom w szachach?
M.B.: Przede wszystkim światowa federacja (FIDE) jako organizacja powinna wprowadzić sensowne regulacje. Chwali się, że dużo robi, ale ja nie mam takiego wrażenia. Kluczowe zagadnienie to, na ile jesteśmy w stanie zaakceptować takie rzeczy, wkraczające wręcz w prywatność zawodników, jak np. konieczność badania przez lekarza, zaglądania do oczu, uszu, itd. To może brzmi groteskowo, ale z drugiej strony wyczynowi sportowcy w innych dyscyplinach nie mają problemu z tym, że są poddawani kontrolom, oddają mocz do analizy i ktoś przy nich stoi podczas tej czynności. Gdyby ktoś mi powiedział, że w najważniejszych imprezach jest obowiązek np. wyrywkowych badań, o których wspomniałem, byłbym za. Przychodzi mi do głowy także zakłócanie sygnału elektromagnetycznego w obrębie sali gry. Nie w każdym kraju jednak takie urządzenia można używać, często posługuje się nimi tylko wojsko.
- Ciekawa sprawa wynikła przy okazji listopadowych mistrzostw świata w Jerozolimie, gdzie grała także reprezentacja Polski. Niemann reprezentował Stany Zjednoczone i zawodnik z Indii, który miał z nim grać na pierwszej szachownicy, na odprawie technicznej zapytał, czy planowane jest opóźnienie transmisji. To też jest jedna z metod zapobiegania oszustwom. Jeśli transmisja "na żywo" jest wysyłana z opóźnieniem, a ktoś chciałby w trakcie partii skorzystać z pomocy innej przesyłającej mu podpowiedzi osoby, to te wskazówki nie docierałyby do adresata w odpowiednim czasie. Okazało się, że organizatorzy w Izraelu nie mieli technicznej możliwości opóźnienia. Mogli przesunąć w czasie transmisję posunięć, ale nie mogli opóźnić jednocześnie transmisji z kamery wideo, a chcieli pokazywać obraz w czasie rzeczywistym. FIDE nie potrafiła sobie z tym poradzić. Tak czy inaczej oszukiwanie w szachach to palący problem i wszelkie tego typu rozwiązania powinny być dla wszystkich priorytetem. Zaczynamy i wspólnie działamy.
PAP: Nie mówimy oczywiście o już obowiązujących zasadach, jak np. konieczności oddawania przez zawodników przed wejściem na salę gry telefonów komórkowych.
M.B.: Na imprezach typu mistrzostwa Europy, Puchar Świata czy Olimpiada Szachowa nie można wnosić nawet długopisów. Zasadą jest, że zawodnik ma jak najmniej rzeczy przy sobie. Ja osobiście zakazałbym wszystkiego, łącznie np. z paleniem papierosów. Bo z jednej strony nie możemy wnosić długopisów, ale palacz wchodzi z papierosami i zapalniczką. Kobiety też wchodzą z torebkami, a jak wiadomo, w kobiecej torebce można znaleźć wszystko. Oczywiście są one prześwietlane, kontrolowane, ale... Brak jest konsekwencji - zabiera się ludziom zwykłe zegarki, bo może to smartwatch, a z drugiej ktoś wchodzi na salę gier z zapalniczką.
PAP: Dla szachistów Boże Narodzenie i Nowy Rok to kilka dni odpoczynku czy okres startowy?
M.B.: Generalnie szachiści mają w tym czasie bardzo dużo turniejów noworocznych, które de facto zaczynają się zaraz po Bożym Narodzeniu i trwają do pierwszych dni stycznia. To bardzo popularne imprezy i wiele osób lubi w nich startować. W Polsce mamy dwa takie turnieje – Festiwal Cracovia w Krakowie oraz Memoriał Zamenhofa w Białymstoku, także w obsadzie międzynarodowej. Z kolei Jana-Krzysztofa Dudę czeka w tych dniach występ w mistrzostwach świata w szachach szybkich i błyskawicznych w Kazachstanie, gdzie będzie bronił wicemistrzowskiego tytułu w blitzu, wywalczonego przed rokiem o tej samej porze w Warszawie.
PAP: A jakie są pana wspomnienia z takich zawodów?
M.B.: Jeśli chodzi o moje występy w świątecznych imprezach, to pamiętam silny turniej masters open w Katarze w ostatniej dekadzie grudnia 2015 roku, m.in. z udziałem Carlsena. Wigilię obchodziliśmy w gronie polskich szachistów, byli tam Janek Duda, Radek Wojtaszek, Alina Kaszlinska, moja żona Marta, Darek Świercz. Wieczerzę zorganizowała mama Janka, która znalazła kucharza z Polski, pracującego w hotelu. Ciekawe, że gościem turnieju był grający wówczas w Katarze słynny hiszpański piłkarz Xavi Hernandez, obecnie trener Roberta Lewandowskiego w Barcelonie. Miał wykonać pierwsze posunięcie i wszystkich rozbawił, bo królem z pola e1 przeskoczył na e3, co nie jest ruchem szachowym. Śmialiśmy się, że jest tak wielkim wirtuozem techniki, że nawet pionka przelobował.
Rozmawiał: Marek Cegliński (PAP)
cegl/ pp/